19.08.2017

Czas na rozróbę – spotkanie z Marianem Pilotem

– Osobny, on jest osobny, to jest to słowo – krzyczy z pierwszych rzędów widowni jakaś pani. Osobny. Nie, to nie o pisarza tu chodzi (choć też). Ani o prowadzącego. Ani też o nikogo z sali, który wstawszy, wygłosiwszy płomienną mowę albo wydawszy publiczne oświadczenie, zatarł pamięć o bohaterze spotkania. Osobny. To mowa o języku. A konkretnie: o języku Mariana Pilota, „pisarza pokątnego”.

Mówi tak sam o sobie. W sobotę w Państwowej Galerii Sztuki powiedział to ponownie, tym razem Markowi Radziwonowi. Prowadzący pytał go właśnie głównie o język, szukając na określenie odrębności literackiej dykcji Pilota słowa lepszego niż „oryginalny” czy „nowatorski”. Właśnie wtedy przyszła mu w sukurs owa pani z trafnym „osobny”. Indywidualność Pilota polega bowiem nie na kompulsywnym poszukiwaniu nowej formuły, ale powracaniu w górę rzeki do źródła mowy, którą pisarz się posługuje albo – jak powiedziałby Gombrowicz – która posługuje się nim. Jest to z jednej strony próba ożywienia języka polskiej literatury, który coraz częściej płynie korytem skonwencjonalizowanej frazy, z drugiej – obrona przed wszechobecną angielszczyzną, z jeszcze innej – bunt wobec przewidywalnego języka oficjalnego. Stąd wszystkie Pilotowe dziwolągi, które – jak zauważył Radziwon – wyciągnięte z leksykalnej rupieciarni zdają się czytelnikom zrazu tylko neologizmami. W rzeczywistości są to jednak okazy wyłowione z quasi-mitycznego słownika, przechwycone wprost spod strzech nieistniejących siedlikowskich chałup.

Projekt „wiecznej w polszczyźnie rozróby”, który postulował Marian Pankowski i który po jego śmierci dokonuje się właśnie piórem Mariana Pilota, dopełnia dedykowany kulturze polskiej przez autora Pióropusza projekt polityczny. Chodzi o reanimację pamięci o zapoznanym przez to, co oficjalne, języku chłopów, który zdominowany przez wpływ oficjalnej mowy przestał istnieć, podczas gdy jest on źródłem i najmocniejszą manifestacją całej ich kultury. O językowej homogenizacji i jej politycznych motywacjach pisał w ramach swojego szeroko zakrojonego socjologicznego projektu Pierre Bourdieu (dowodząc, jak szkoła z oficjalnym językiem wykładu poddaje opresji wszelką odrębność), o związkach oficjalnej mowy z glajszachtującym dyskursem nacjonalistycznym wspominał we Wspólnotach wyobrażonych Benedict Anderson. Pilot powołał się jednak na wydaną w Polsce książkę Howarda Zinna Ludowa historia Stanów Zjednoczonych, przyznając, że Polsce także potrzeba napisania jej historii od nowa. Musi to być historia pisana z perspektywy ludu i ofiar, a nie magnatów, królów i arystokratów.

Oba te zamierzenia, wywrócenia na nice kostniejącej polszczyzny i przepisania historii w sposób, który uwzględniałby głos dotąd niesłyszanych, łączy właśnie motyw osobności. Może to na nim właśnie ufundowany jest cały literacko-polityczny projekt autora Niebotyków. Może to od niepozornej, pokątnej działalności Pilota i innych pisarzy osobnych, zależy los Polski, jej społeczeństwa i kultury. Może pozwólmy sobie, każdemu z osobna, być wreszcie innym, własnym, swoim. Na razie łączy nas bowiem tylko to – mówi Pilot – że wszyscy mamy kołtun. A nie jest to chyba najlepszy produkt eksportowy.

Filip Fierek

fot. Bogna Kociumbas

Powiązane wydarzenia

19/08/2015 16:00

NAGRODA NIKE